Każdego dnia pokonuje ok. 100 kilometrów, każdej nocy śpi… na innej plaży. O Janku Faściszewskim, studencie geografii z Gdańska, który w ciągu trzech miesięcy zamierza objechać na rowerze Bałtyk dookoła, pisze Irena piątek miał na liczniku 1700 kilometrów, choć podróżuje dopiero od 20 lipca. Niektórzy żartują, że jeśli nadal będzie pedałować w takim tempie, to wyprawę zakończy grubo przed terminem. Przewidywał, że na pokonanie 7000-8000 kilometrów trzeba mu trzech miesięcy, a tu już jedna piąta także:Samotna wyprawa Jana Faściszewskiego dookoła Bałtyku- Wkrótce zwolnię - zapowiada Janek Faściszewski, student geografii z Gdańska, który na rowerze z przyczepką Extrawhee podróżuje dokoła Bałtyku. - Pędziłem Via Balticą jak szalony, żeby mieć więcej czasu na objechanie dzikich i trudniej dostępnych rejonów. Bo ja się trzymam blisko linii brzegowej, nie zamierzam niczego omijać, nawet okolic Zatoki Fińskiej i Zatoki Botnickiej. Zwłaszcza że mam do tych miejsc duży sentyment, bo przemierzałem je zimą. Po lodzie! Na środku zatoki, wspólnie z kolegą, rozbijałem namiot. Temperatury były mocno minusowe, lód nazwał Rowerową Wstęgą Bałtyku. Jedzie samotnie, sypia przeważnie na dzikich plażach, w namiocie, znad wody podziwia wschody i zachody słońca. Kąpie się o brzasku. Pokonuje średnio 100 kilometrów dziennie. Nie ma reguły, bo czasem - jak z Rygi do Parnawy - jest tych kilometrów 188, czasem - gdy wiatr wieje prosto w twarz - tylko Niekiedy robię sobie dzień restu - nie ukrywa. - Takie przerwy są niezbędne. Muszę się zająć praniem i zadbać o rower. On wprawdzie sprawuje się całkiem nieźle, zważywszy na okoliczności, ale drobne awarie się zdarzają. Na przykład, z niewiadomych powodów, pękł mi tylny błotnik…Podkreśla, że wciąż spotyka dobrych Nikt mnie nie krzywdzi, nie straszy - żartuje. - Wprost przeciwnie: Jeden nakarmi, drugi napoi, choćby ciepłym mlekiem prosto od krowy. Niektórzy dadzą ciasteczko albo mapy, inni z uśmiechem wskazują dalszą drogę. Szczególnie sympatyczni są Estończycy. Chcą sobie nawet robić ze mną zdjęcia! Traktują mnie jak chwilową atrakcję turystyczną. Wcześniej przeżyłem to na Litwie, w Pałandze. Spotkani Chińczycy, żeby się ze mną sfotografować, ustawiali się w kolejce!Spotkania w drodzeTwierdzi, że spotkania z ludźmi dają mu dużo Jadę sam, ale ani trochę nie czuję się samotny - zapewnia. - Nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo jest w ludziach dobroci i życzliwości. A może to samotny rowerzysta wyzwala takie emocje i ciepłe uczucia? Już w Kaliningradzie witano go z szacunkiem. Gdy odwiedził Bałtycki Federalny Uniwersytet im. Emmanuela Kanta, odnotował to nawet uczelniany portal, bogato ilustrując informację zdjęciami dzielnego rowerzysty. Janek opowiadał o swojej wyprawie uczestnikom Letniej Szkoły "Studia Bałtyk", organizowanej na uniwersytecie i zapowiedział, że zamierza zajrzeć także do innych partnerskich uczelni znajdujących się nad Bałtykiem. "Dobrogo puti i poputnogo wietra!" - życzyli studenci i tamtejsi gnał przez Mierzeję Kurońską do Kłajpedy i Kretingi. Częściowo - autostradą, szerokim roboczym pasem, bo tam tak można. Razem z nim jechali inni rowerzyści. Najprzyjemniej było już po litewskiej stronie, gdy dotarł na piękną ścieżkę rowerową Euro Velio Większość spotykanych osób dziwi się, że tak sobie jadę - opowiada Janek. - Nawet młodych ludzi to zdumiewa. A przecież nie jestem jedyny. W Ainazi, nad Zatoką Ryską, spotkałem 74-letniego Kanadyjczyka, który podróżuje rowerem po świecie. Na mapie miał wyrysowane ścieżki, które już zjechał. W sumie liczyły ponad 64 tysiące kilometrów! A może nawet więcej, bo jeszcze nie dodał tej, na której właśnie poznał młodych Francuzów, którzy mieli na liczniku już 6000 kilometrów. Zmierzali do Helsinek i Szkokholmu, by przez Danię wrócić do spotkania w drodze są najfajniejsze. Gdy przekroczył granicę litewsko-łotewską i zatrzymał się na mały postój, spostrzegł starego człowieka na zdezelowanym rowerze, wyjeżdżającego z lasu. Dokoła pusto i głucho, a on oświadcza - po niemiecku! - że ma córkę w Warszawie i pyta o Polskę. Na przylądku Kolka, uważanym na Łotwie za centrum Europy, spotkał parę z Litwy. Dziewczyna pięknie mówiła po polsku, zaprosiła go na nocleg, kolację, śniadanie. Jedli je w trójkę, było dziadków i pradziadkaJanek już wcześniej zapowiadał, że to będzie podróż sentymentalna. Postanowił bowiem odwiedzić miejsca, z których wywodzą się jego przodkowie: Rygę, w której urodził się pradziadek Jacek, i Lipawę, w której urodził się dziadek W Rydze śladów pradziadka nie znalazłem - przyznaje. - Zbyt dużo czasu minęło. W Lipawie chciałem zajrzeć do ksiąg parafialnych, umówiłem się telefonicznie z proboszczem. Okazało się jednak, że przetrwały jedynie zapisy od 1935 roku, a dziadek urodził się 15 lat wcześniej. Zajrzałem więc do kościoła, w którym dziadek był chrzczony i pojechałem wspomina, że obaj jego dziadkowie, zarówno od strony mamy, jak i taty, pływali na Batorym. Jeden był oficerem, a drugi cieślą, kawał życia spędzili na wodzie. To także dla nich postanowił otoczyć morze rowerową wyjazdem wytyczył sobie jeszcze jeden cel. Postanowił, że połączy wyprawę z… pisaniem pracy magisterskiej. Jej temat, to "Zróżnicowanie antropopresji na wybranych odcinkach strefy brzegowej Bałtyku". Antropopresja to negatywny wpływ działalności człowieka na środowisko. Dlatego, gdy przemierza tereny nad Bałtykiem, bacznie się rozgląda. W Estonii zupełnie nie ma się do czego przyczepić. Nawet miejsca pod namiot, choć bezpłatne, są tu oficjalnie wyznaczone. W sumie, nic dziwnego, bo trzy czwarte obszaru to tereny chronione. I przybysz z innego kraju, przyzwyczajony do innych widoków, żadnej antropopresji nie potrafi trzy dni temu Janek był w Tallinie, w piątek dotarł do Narvy w północno-zachodniej Estonii, na granicy z Rosją. Teraz - być może - jest w Petersburgu. Taki przynajmniej miał plan. Kontakt z naszym rowerzystą, choć podróżuje po Europie, wcale nie jest prosty. Na telefonach, jak to student, oszczędza. Z internetu korzysta sporadycznie. Zwłaszcza że nie ma swego laptopa. Stara się być jak najbliżej natury. Po to tam wyruszył. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Jeśli Janek jedzie na rowerze i pedałując ze stałą siłą, to zgodnie z druga zasada dynamiki powinien stale przyspieszać, jednak z własnego doświadczenia wiesz, że nie można rozpędzić się bardziej niż do pewnej określonej prędkości. Wyjaśnij dlaczego tak się dzieje Answer
Doskonale pamiętam dzień kiedy po raz pierwszy złamałem dystans 100 km na rowerze. I doskonale pamiętam dumę kiedy na liczniku po 99,9 km wyskoczyła setka. 100 km na rowerze to dystans który w świadomości wielu rowerzystów jest barierą nie do przejścia. Ale wiedz że po jej przekroczeniu nie ma już dla Ciebie już rzeczy niemożliwych. Dla mnie kolarski trening to najlepszy sposób na codzienne troski i stres. Wielu uważa że kilka godzin pedałowania po całym dniu w pracy nie jest normalne i lepiej było by ten czas spędzić odpoczywając przed telewizorem. Więc przyznam że i to mi się czasem zdarza… 😉 Ale do rzeczy… Żeby rowerowa przejażdżka sprawiała nam przyjemność i nie zaskoczyła po pierwszym zakręcie warto o niczym nie zapomnieć. (Więcej kolarskich tips & tricks). Wydawać by się mogło że kolarz i rower to wszystko czego potrzeba do szczęścia. Jest to absolutna prawda, przy założeniu że nie przytrafi się żadna niespodzianka. Jak pech to pech… Oto moja lista niespodzianek które mogą zepsuć trening czy przejażdżkę (lista do uzupełnienia). Defekt, kapec, tzw guma a po śląsku „pana”Nie wyregulowane przerzutkiGłódPragnienieZmrokOpady wszelkiego rodzaju ( z nieba ). 100 km to brzmi dumnie. Jednak zanim zdecydujesz się na taką odległość musisz mieć pewność że będziesz w stanie ją pokonać a twój organizm pozwoli Ci bezpiecznie wrócić do domu. Słyszałem wiele opinii że dopiero przy dłuższych przejażdżkach okazywało się że siodełko było źle dobrane, drętwiały ręce i nadgarstki, bolały kolana, plecy i inne części ciała. Przed dłuższą wyprawą musimy być pewni że nasza pozycja na rowerze jest optymalna. A co za tym idzie nie nabawimy się kontuzji i będziemy mogli czerpać z jazdy przyjemność. Dasz radę… Ważny jest również trening. Tak jak osobom chcącym zacząć przygodę z bieganiem odradza się start w maratonie, tak samo chcąc przejechać 100 km na rowerze należy sprawdzić się wcześniej na krótszych dystansach. Najlepiej sukcesywnie zwiększać pokonywane dystanse. Kilka razy zdarzyło się mi nie przeliczyć sił na zamiary. Całe szczęście mogłem zadzwonić po pomoc kiedy już całkowicie odcięło mi prąd. Wspinałem się akurat pod Przełęcz Salmopolską od strony Szczyrku. W nogach miałem jakieś 150 km. A do domu pozostało jakieś 40. Do tamtej pory jeździłem dystanse do 80 km i podwojenie odległości ( w dodatku po górach ) było ponad moje możliwości. Ciosem była ulewa która zaatakowała mnie kilkadziesiąt kilometrów wcześniej – kiedy podjeżdżałem pod Górę Żar. Z Żaru ubrany w worek na śmieci z otworami na głowę i ręce objechałem jeszcze Jezioro Żywieckie, przejechałem przez Szczyrk ale podjazd pod Salmopol wskazał mi miejsce w szeregu. Pogoda w górach gwałtownie się zmienia… Płynnie udało się przejść do tematu kurtki. Jeśli nie chcesz wyglądać (i czuć się) jak strach na wróble w worku foliowym zaopatrz się w lekką podręczną kurtkę przeciwdeszczowa. Zaletą jest ochrona przed wiatrem na długich zjazdach których w Beskidach jest pod dostatkiem. Jest wiele kurtek które można zwinąć i zmieścić w jednej z kieszonek. Ps. Jak ubierać się na rower jesienią przeczytasz w jednym z moich wpisów czyli tu: Jak ubierać się na rower jesienią? Większość kolarzy nie wozi z sobą plecaka. Więc przestrzeń bagażowa na rowerze jest bardzo ograniczona. Mamy do dyspozycji zazwyczaj 3 kieszonki na plecach i ewentualnie jakaś malutka torbę pod siodełkiem. Wskazałem 7 nieprzyjemnych niespodzianek z którymi można się spotkać na rowerowej wyprawie. Kolejny przykład z życia. Idealne niedzielne przedpołudnie. Wszyscy domownicy zajęci swoimi sprawami. Założenia: ja, rower i wijąca się asfaltowa ścieżka. Trasa: Brenna – Bielsko – Meszna – Buczkowice – Szczyrk – Salmopol – Wisła – Ustroń – Brenna. Idealna kilkugodzinna pętelka połączona z obiadkiem w jakiejś przydrożnej urokliwej karczmie. Założenia jednak okazały się pobożnymi życzeniami. Po 20 km napawania się okolicznościami przyrody złośliwa wyrwa w drodze zakończyła moja podróż . Dętka do wymiany. Dla kolarzy którzy wożą przy sobie zapasową dętkę, pompkę, łyżki do opon czy nabój z gazem nie jest to problemem. Jednak dla mnie był to wówczas kłopot. Nie miałem żadnego z niezbędnych przedmiotów. Wiec kolejne 2 godziny spędziłem prowadząc rower do domu, kląć pod nosem i unikając wzroku mijających mnie rowerzystów. Przestrzeń bagażowa to dużo powiedziane… Torebka pod siodełkiem musi pomieścić zestaw naprawczy. Absolutnie podstawowy zestaw to: Wiec dętka ( niektórzy mówią łatki ale o wiele prościej wozić ze sobą po prostu dętkę ),pompka lub nabój z gazem ( warto zaopatrzyć się w model będący w stanie napompować opony do względnego ciśnienia żeby dalsza podróż mogła przebiegać sprawnie przynajmniej do stacji benzynowej gdzie będzie można dopompować oponę do wskazanego ciśnienia,Adapter do pompowania zaworu Presta kompresorem do zaworów samochodowychŁyżki do opon , nie ma nic gorszego jak zdejmowanie opon z obręczy czym popadnie , np śrubokrętem , zawsze kończy się to jakimś uszkodzeniem obręczy, a zestaw 3 lekkich łyżek to wydatek rzędu 10 zł – na pewno dobrze wydanychKlucz rowerowy tzw multitool. Czy jest coś bardziej irytującego podczas jazdy jak przeskakując łańcuch, chrobotanie, stukanie, dzwonienie czy co tam jeszcze. A jeśli miało by to trwać przez 100 km na rowerze. W większości przypadków przyczyną są nie wyregulowane przerzutki , które albo przeskakują o dwa przełożenia albo wcale nie zmieniają biegów. Dlatego kolejną pozycją na liście przedmiotów w torebce podsiodłowej są klucze służące do drobnych napraw i regulacji osprzętu. Czasami wystarczy kilka imbusów i kilka minut żeby wyregulować przerzutki. Więc możesz pedałować dalej ciesząc się każdym obrotem korby. Warto to zrobić. Kiedy mamy już spakowaną torebkę podsiodłową w większości przypadków pozostają nam 3 kieszonki koszulki na plecach. Zostały też kolejne punkty z listy potencjalnych nieprzyjemnych niespodzianek. Jadę, jem i piję a może piję, jem więc jadę. Jeżdżę rowerem od kilku lat i zdarza się mi zaliczać wpadki. Zwykle nie mierzę sił na zamiary. Szczególnie jeśli mowa o jedzeniu na trasie. Więc nie bądź jak Janek i zabieraj ze sobą prowiant. Kilkugodzinna jazda na rowerze pochłania bardzo dużo kalorii, które należy na bieżąco uzupełniać. To samo dotyczy picia na trasie. Jeśli poziom płynów w bidonie niebezpiecznie zbliży się do dna warto go uzupełnić. Mój zestaw na tego typu wyjazd to zazwyczaj kanapka, banan i jakieś batoniki zbożowe. Oczywiście jeśli jest na trasie miejsce gdzie można smacznie zjeść to zawsze skorzystam z okazji :). Do picia zabieram zwykle dwa bidony. W jednym mam wodę a w drugim izotonik. Przy ekstremalnych upałach uzupełnianie płynów na trasie to u mnie norma. Ciemno wszędzie…gdy po 100 km na rowerze zapadnie zmrok. Zmrok potrafi zaskoczyć. Odnosimy wrażenie że jeszcze jest szaro ale po chwili… jest już CIEMNO. Nasz wzrok przyzwyczaja się do zmroku, wysyłając nam sprzeczne sygnały. 100 km na rowerze to dystans którego pokonanie musi zająć kilka godzin. Więc jeśli zaczniemy przejażdżkę zbyt późno po pewnym czasie możemy być niewidoczni na jezdni. I właśnie to jest dla nas niebezpieczne. Dlatego nawet jeśli nie masz oświetlenia i zaskoczy cię zmrok, pamiętaj o tym żeby mieć jakieś odblaskowe elementy na rowerze czy ciuchach. Więc jeśli przewidujemy że wyjście na rower nie skończy się przed zmrokiem pamiętaj o oświetleniu. Zawsze jakieś niespodziewane zdarzenie może opóźnić bezpieczny powrót do domu. Ile rowerzystek i rowerzystów tyle historii. Jestem pewien że macie swoje sposoby na przygotowanie się do każdej rowerowej przejażdżki. Ciekawy jestem Waszych wspomnień ze swoich pierwszych 100 km na rowerze. Zachęcam do dzielenia się swoimi rowerowymi historiami w komentarzach… A tymczasem zbieram się na rower… Zapisując się na newsletter otrzymujesz za darmo listy kontrolne. To specjalnie przygotowane arkusze które pomogą Ci spakować się na następny rowerowy wyjazd. Bez względu na kolarstwo które uprawiasz. Zachęcam. Gwarantuję konkrety. Jeśli interesuje Cię to o czym piszę i chcesz otrzymać za darmo rowerowe listy kontrolne zapisz się na newsletter. . 26 156 478 263 327 417 205 252