Indywidualna, oryginalna, wyjątkowa koszulka wykonana z bawełny wysokiej jakości, dostępna w wielu kolorach i rozmiarach, a także w kroju damskim i męskim.. Tekst piosenki: Ref: A jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno Lubię nocą żyć, mieć dziewczynę niejedną Za dnia ciągle spać, wieczorami balować Jeszcze przyjdzie czas aby dzieci swe wychować 1. Mama wciąż mówiła: ucz się synku ucz Bo nauka to, to potęgi klucz Jednak ja dziś dobrze wiem Że z tych kluczy nie da wyżyć się Ref: A jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno Lubię nocą żyć, mieć dziewczynę niejedną Za dnia ciągle spać, wieczorami balować Jeszcze przyjdzie czas aby dzieci swe wychować / x2 2. Mamy posłuchałem, do szkoły chadzałem Wciąż pod górkę miałem, wagary wolałem Bo ja dobrze o tym wiem Że w mym życiu chce zabawić się Ref: A jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno Lubię nocą żyć, mieć dziewczynę niejedną Za dnia ciągle spać, wieczorami balować Jeszcze przyjdzie czas aby dzieci swe wychować / x2 A jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno Za dnia ciągle spać, wieczorami balować Ref: A jest mi z tego powodu bardzo wszystko jedno Lubię nocą żyć, mieć dziewczynę niejedną Za dnia ciągle spać, wieczorami balować Jeszcze przyjdzie czas aby dzieci swe wychować Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu z tego samego powodu. by the same token · for the same reason. z powodu tego, że. on the grounds that. bez powodu; ni z tego, ni z owego. without reason. miałem z tego powodu wyrzuty sumienia. I felt bad about it. choćby z tego powodu. Koszulka damska BARDZO MI Z TEGO POWODU WSZYSTKO JEDNO wykonanazostała w 100% z wysokogatunkowej wzmocnienie w postaci podwójnego szycia wokół szyi oraz na rękawach. Nadruk nie pęka, nie zmienia koloru oraz nie spiera się,ponieważ wykonany został z foli Poli Flex Premium. Dostępne rozmiary: Za wysyłkę płacisz raz, niezależnie od ilości zamówionych koszulek.
Wszystko jedno. Uciec Jak te lekkie nasionka, które unosi wiatr. Wyrwać się z przymusów, ograniczeń, ze wszystkiego, co mnie łamie. I każe mi rezygnować z tego, co kochałem. O Panie, znowu wraca do mnie pragnienie niezależności. Pragnienie, którego doświadczałem w wieku piętnastu lat, a teraz sądziłem, że już wygasło.
"Choroby zakaźne to jest worek, z którego może się jeszcze wiele wysypać" Ekspertka zapytana o to, co zaskoczyło ją podczas dwóch ostatnich lat trwania epidemii, wskazała na bardzo dużą liczbę zgonów podczas drugiej fali zachorowań. - To było bardzo niepokojące. Uważam, że należałoby przeanalizować, dlaczego były to tak duże liczby zmarłych, bo w innych krajach w zasadzie statystyki nie obserwowały takiej skali. Przyczynami mogło być zbyt późne zgłaszanie się do lekarzy, jak i utrudniony dostęp do ochrony zdrowia w tamtym czasie - powiedziała dr n. med. Grażyna Semczuk. Podkreśliła, że jako lekarza zaskoczyła ją również ogromna ignorancja i lekceważenie problemu przez społeczeństwo. - Z wirusem, który może zakażać i zabijać, się nie dyskutuje, tylko po prostu wykonuje zalecenie epidemiologów, specjalistów, którzy się na tym znają. Myślałam, że w XXI wieku jesteśmy tego bardziej świadomi, ale jak widać w dalszym ciągu jest mała świadomość ludzi na ten temat. Uważano, że choroby zakaźne są tylko na oddziałach zamkniętych w szpitalach i nie mamy z nimi przecież kontaktu - stwierdziła specjalistka. Według niej, koronawirus nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a w przyszłości mogą nas czekać kolejne zagrożenia związane z wirusami. "Obecnie doświadczenie i światowe obserwacje uczą nas, że choroby zakaźne to jest worek z którego może się jeszcze bardzo wiele wysypać. Są przecież cały czas doniesienia o niespokojnych wirusach gorączek krwotocznych; jest też ospa małpia, która przez całe lata była bardzo opanowana i dotyczyła zachorowań w rejonach afrykańskich, a tutaj nagle się roznosi po całym świecie. Dlatego sądzę, że choroby zakaźne mogą nam sprawić jeszcze bardzo wiele kłopotów. Wiele osób nie pamięta już, ale ja, jako zakaźnik z 40-letnim doświadczeniem, doskonale pamiętam epidemie odry, krztuśca, poliomyelitis, tężca w latach 70., gdy nie było jeszcze szczepionek. Nie chciałabym, aby się to powtórzyło" - dodała dr n. med. Semczuk. Jej zdaniem obecna sytuacja związana może być również ze swoistym ostrzeżeniem szeroko rozumianej przyrody. - Może jest to jakaś forma obrony przed ogromną ingerencją w świat natury, chodzi np. o zabieranie zwierzętom ich naturalnych terenów, niszczenie lasów, czy zbyt łatwy dostęp ludzi w tereny chronione - stwierdziła doktor. Zapytana o to, jak chorują zakaźnicy na covid, podkreśliła, że "z pełną pokorą i świadomością tego ryzyka zawodowego". "Podczas epidemii koronawirusa zakaźnicy również chorowali, ale, wydaje mi się, rzadziej niż lekarze innych specjalizacji. Prawdopodobnie ze względu na to, że mamy wyuczoną potrzebę chronienia się poprzez środki ochrony, większą ostrożność" - zaznaczyła. Jak przyznała, sama nie przechodziła infekcji covidowej, mimo że cały czas pracowała i udzielała konsultacji. - Oczywiście jestem zaszczepiona przeciw COVID-19, ale również przeciw grypie i pneumokokom. Oprócz tego, maseczka to dla mnie rzecz święta, do tego jeszcze dochodzi mycie rąk na okrągło, przebieranie się podczas pracy w szpitalu. Jak również pilnuję dystansu i wietrzenia pomieszczeń - podkreśliła dr n. med. Grażyna Semczuk. Odnosząc się do aktualnej sytuacji epidemicznej wskazała na bardzo niepokojące dane z całej Europy, gdzie np. we Francji, Włoszech, Hiszpanii odnotowuje się po 100 tys. zakażeń. - To oczywiste, że te zakażenia lada moment będą narastały i u nas. Dominują obecnie dwie odmiany wirusa omikron i Od pierwszych wariantów, różnią się, niestety, większą zakaźnością i trochę cięższym przebiegiem - powiedziała zakaźnik. Dodała, że w szpitalach obserwuje się już wzrost liczby zakażeń koronawirusem. Przekazała, że na oddziale zakaźnym w Instytucie Medycyny Wsi w Lublinie leczonych jest teraz 5 osób, a wcześniej przez dłuży czas były to 2-3 osoby. - Omikron trochę zmienił obraz kliniczny covidu, bo przy pierwszych odmianach koronawirusa dominowały objawy ze strony dolnych dróg oddechowych, jak np. zapalenie płuc. Natomiast w omikronie są to górne drogi oddechowe: zapalenie zatok, zapalenie gardła, zapalenie krtani. Dalej są też bóle mięśni, kaszel, potworne osłabienie, osłabienie wydolności fizycznej i umysłowej, podwyższona temperatura - wymieniła doktor. Zapytana o to, jak oprócz szczepień przeciw COVID-19, można w tej chwili opanować liczbę zakażeń, aby utrzymać w ryzach epidemię, odpowiedziała, że dobre efekty przyniosłoby ogromne zdyscyplinowanie narodu w kwestii zakładania maseczki w pomieszczeniach zamkniętych, jak np. sklep, przychodnia, apteka, ograniczenie spotkań osobiście. - Uważam, że w dalszym ciągu za mało się o tym mówi. Brakuje odniesienia do wrażliwości społecznej, poczucia odpowiedzialności za siebie i innych ludzi. Ja sama przechodząc po korytarzu w przychodni zwracam na to uwagę w grzeczny sposób. Generalnie nie ma wielkich protestów, po prostu staram się to po ludzku tłumaczyć np. "czy pana nie bolałoby serce, gdyby kogoś pan zakaził i on miałby później wielkie problemy zdrowotne z tego powodu; czy nie lepiej na ten moment założyć maseczkę". To jest kwestia wytłumaczenia. Moim zdaniem, za mało się o tym rozmawia w spokojny, uczciwy sposób - powiedziała zakaźnik. Dowiedz się więcej na temat: Bardzo się z tego cieszę, zwłaszcza że bateria ładuje się szybko i bardzo dobrze wytrzymuje dzień, podobnie jak P30 pro i wszystkie urządzenia Huawei. Najlepsze Najlepsze I am really happy with it , especially the fact that the battery charges fast and it holds up trough the day very well, just like the P30 pro and all Huawei devices.

To chyba oczywiste, że trudne w odbiorze dzieła sztuki przeznaczone są dla węższej publiczności niż sztuka masowa. Oczywiste, ale to nie znaczy, że nie można zrobić z tego afery. Mimo wszystko – zdziwiłem się. Podczas Festiwalu Góry Literatury, odbywającego się od 13 do 21 lipca w kilku sudeckich miejscowościach, gospodyni wydarzenia noblistka Olga Tokarczuk wygłosiła niezbyt kontrowersyjną, zdawałoby się, a wręcz banalną frazę: „Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki, trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze”. To chyba oczywiste, że trudne w odbiorze dzieła sztuki przeznaczone są dla węższej publiczności niż sztuka masowa. Oczywiste, ale to nie znaczy, że nie można zrobić z tego afery. Zgrywając wielkiego fundamentalistę od „wartości równościowych”, można sobie poharcować kosztem zdrowego rozsądku, szacunku dla wolności słowa i własnej reputacji – byleby tylko na chwilę zaistnieć i przypomnieć swoim fanom, że jest się bezkompromisowym strażnikiem jedynie słusznej lewicowej wiary. Czytaj też: Olga Tokarczuk i jej pierwsza powieść po Noblu. Kto tu na nas patrzy? Olga Tokarczuk i pogromcy elit Nie będę wymieniał żadnych nazwisk osób, które zaatakowały Olgę Tokarczuk z powodu tej rzekomo aroganckiej i protekcjonalnej wypowiedzi, bo zdaje się, że osobom tym chodzi właśnie o to, aby ich nazwiska były wymieniane. Chcę im natomiast powiedzieć jedno: ja wiem, że wy wiecie, że taka „g…burza” nie jest w stanie zaszkodzić Oldze Tokarczuk. Nie znaczy to jednak, że wasze harce nie są szkodliwe. Są bardzo szkodliwe nie dla Olgi, lecz dla całego społeczeństwa. Jeśli będziemy ideologicznie zastraszać i zaszczuwać elity, odbierać im resztki komfortu swobodnego komunikowania się, najeżdżać ich enklawy kulturowe i medialne, gdzie czują się u siebie, to efekt tego będzie taki sam jak w przypadku najazdu barbarzyńców albo rewolucji: zatrzasną się w domach albo uciekną. A społeczeństwo, którego elity wymienia się na wiernych i pryncypialnych pogromców elit bądź „nowe elity”, staje się bezbronną ofiarą ideologicznego terroru. Zaczyna się od agresywnego krytykowania autorytetów mówiących choćby i oczywistości (jak w tym przypadku), lecz inne niż te, które cenią sobie rewolucjoniści zwycięskiego w danym czasie nurtu, a potem przychodzi czas na ostracyzm i represje. I nie ma przy tym znaczenia, czy ów zwycięski nurt ideowy to akurat komunizm, czy może militarystyczny nacjonalizm albo bigoteria. Zasady i efekty są zawsze te same. Dlatego na takie, wydawałoby się, pozbawione znaczenia sytuacje, jak poszczekiwania na wybitną pisarkę i intelektualistkę, należy mimo wszystko reagować. Powinny być one zauważane i komentowane. A przy sposobności warto odnieść się do niebanalnej kwestii hierarchii społecznej i wartościowania twórczości kulturalnej w kontekście demokratyzmu i poszanowania dla równości. Są to bowiem sprawy niełatwe, w których jedni się gubią, a inni to zagubienie wykorzystują, aby siać pogardę i niezgodę. Czytaj też: Jak czytać inaczej – o esejach Olgi Tokarczuk Kto tu się wywyższa Jedna z najwyższych zasad nowej (bo liczącej sobie kilka dekad), demokratycznej i równościowej moralności publicznej brzmi: nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno się wywyższać ponad innych! Tylko ten, kto się wywyższa, będzie poniżony! Kto bowiem tak czyni, ten potwierdza istnienie hierarchii i wartościowania, a to oznacza poniżanie jednych kosztem innych, utrwalanie uprzedzeń i legitymizację nierównego traktowania. Sekciarski dogmatyzm i bezmyślność w stosowaniu tej reguły skutkuje wywyższaniem się, poniżaniem i represjami w stosunku do każdego, kogo słowa można by zinterpretować (choćby skrajnie stronniczo i nieżyczliwie) jako elitarystyczne, czyli „wyższościowe”. Nagonki na „klasistów” pokazują zaś, jak bardzo płytki, a nawet fałszywy jest nastrój empatii, solidarności i zrozumienia, jaki starają się tworzyć zaangażowani protagoniści nowej, lewicowej wrażliwości. Jak tylko coś im się nie podoba, od razu wchodzą w buty prześladowców, a dyskryminowanie i ostracyzm okazują się im równie miłe jak ich poprzednikom w hierarchicznych i paternalistycznych społeczeństwach. Pruderia, obłuda i świętoszkowatość mają się równie dobrze wśród naszej młodej lewicy co w kręgach nominalnie konserwatywnych. W swoich głębszych warstwach moralność publiczna zmienia się bowiem znacznie wolniej niż na powierzchni, czyli w sferze deklaracji. Czytaj też: Człowiek na krańcach świata. Wyjątkowy esej Olgi Tokarczuk „Mądre książki nie są dla każdego” Mimo wszystko zdziwiłem się. Sądziłem dotąd, że są osoby nietykalne, święte krowy, których nie waży się zaczepić nawet wygłodniały poklasku domorosły rewolucjonista czy inny internetowy harcownik, żerujący na prostackich, plemiennych podziałach i pozbawiony skrupułów niczym rasowy polityczny populista. Teraz widzę, że nawet bycie postępową i szacowną osobą słusznej płci (nie spodobał się żarcik?) nie wystarcza. Harcownicy nie mają już respektu przed niczym i nikim. Co im tam jakaś Tokarczuk! Mieszczańska matrona, którą postrzegają jako przedwieczną staruszkę, obciachowo binarną i „cis”. Dobrze, że chociaż nosi dredy, bo można by się normalnie... Oj, byli już tacy, byli. Ostatnio za Stalina, jakkolwiek wtedy przekreślało człowieka ziemiańskie lub burżuazyjne pochodzenie, a nie brak gorliwości w okazywaniu entuzjazmu dla LGBT czy „trans”, natomiast akurat status sławnego pisarza budził wtedy respekt. Ba, respekt ten żywił i partyjny bonzo, i prosty rolnik. Ani jeden, ani drugi nie miał wątpliwości co do tego, że mądre książki są nie dla każdego, choć dzięki słusznej wszak w tym akurat punkcie propagandzie komunistycznej obaj wierzyli, że każdy człowiek, nawet bardzo biedny i niepiśmienny, ma prawo do tego, aby się kształcić i rozwijać, a w konsekwencji również dostać się do kręgu adresatów literatury wysokiej. I słuszną tę myśl – liberalną i lewicową – z całą pewnością podziela Olga Tokarczuk, podobnie jak chyba my wszyscy. Wszelkie aluzje, że jej wypowiedź miała znaczyć, że jej książki są „nie dla chłopów i robotników”, są po prostu haniebnym, żeby nie powiedzieć: chamskim pomówieniem. Podobnie jak pomówieniem byłaby choćby aluzja pod adresem napadających dziś na Olgę harcowników, że brakuje im jasności co do tego, że do odbioru dzieł sztuki trzeba mieć pewne przygotowanie i nie wszystko w sztuce jest odpowiednie dla każdego i do każdego zaadresowane. Nie, z całą pewnością taką jasność mają i żadnych wyjaśnień w tej akurat kwestii nie potrzeba. Czytaj też: Iryna Wikyrczak, asystentka noblistki Hierarchie i klasowe kompleksy Potrzeba za to wyjaśnić kilka innych kwestii. Wielu z nas myśli, że demokratyzm wyklucza się z hierarchicznością społeczeństwa. To nieprawda. Ba, są społeczeństwa niezwykle zhierarchizowane, jak społeczeństwo brytyjskie albo amerykańskie, gdzie tradycje demokratyczne są bardzo silne, a równość praw ściśle przestrzegana przez państwo już od wielu dekad. Hierarchia jest naturalną i powszechną cechą społeczeństw, związaną z ambicją i aspiracjami. W każdym społeczeństwie jakaś część ludzi aspiruje do tego, aby podnieść swój status społeczny, w związku z czym idea statusu społecznego (a więc i hierarchii społecznej) utrzymuje się i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. W złożonych społeczeństwach współczesnych nie ma już prostych, dla wszystkich ludzi czytelnych hierarchii, lecz raczej kilka hierarchii współistniejących ze sobą i częściowo nakładających się na siebie. I tak np. w Polsce w percepcji wielu ludzi na szczycie hierarchii stoją bogacze, celebryci i biskupi, lecz nie brakuje i takich, dla których najwyższa sfera to ludzie kultury i profesorowie. Wszyscy mamy jakieś preferencje kulturowe, co wcale nie znaczy, że musi nam brakować szacunku i uprzejmości w relacjach z ludźmi z niższych warstw społecznych. Niższych z naszego punktu widzenia bądź niższych obiektywnie, czyli postrzeganych w taki sposób przez wszystkich, łącznie z nimi samymi. Dla ludzi wykształconych te niższe warstwy to ludzie o niskim kapitale kulturowym, a dla ogółu niższe warstwy to ludzie, którzy oprócz owego „niskiego kapitału kulturowego” w dodatku są biedni. Hierarchie istnieją i nie ma co się na ten fakt obrażać. Ba, kto by chciał udawać, że hierarchii nie ma, ten nie tylko będzie niewiarygodny (bo w zasadzie wszyscy uznajemy, że są jakieś wyższe i niższe sfery), lecz przede wszystkim irytujący dla przedstawicieli niższych warstw społecznych, którzy awanse kogoś takiego postrzegają jako protekcjonalizm. A trzeba wiedzieć, że akurat poczucie godności osobistej i poczucie własnej wartości bynajmniej nie jest wśród przedstawicieli mniej wykształconych i uboższych warstw społeczeństwa mniej ugruntowane niż wśród elit. To już raczej przedstawiciele elit miewają klasowe kompleksy i starają się w sferze publicznej wypaść na skromniejszych, niż są w istocie. Między innymi dzieje się tak z powodu lęku przed tymi, którzy na wrogości wobec elit (i negowaniu samego pojęcia elity) chcą robić kariery i awansować społecznie. Czytaj też: Księgi światowe Olgi Tokarczuk Hartman straszy! Jeśli zaś chodzi o wyższą i niższą sztukę, to wbrew pozorom sprawa jest prosta. Istnieją dziedziny sztuki i takie formy wyrazu artystycznego, w których spełniać się jako twórcy mogą liczni amatorzy, a także takie, które znajdują uznanie w bardzo szerokich kręgach odbiorców. Są jednakże również i takie wytwory sztuki, które wymagają od twórców znacznie większego kunsztu i skomplikowanego przygotowania, a jednocześnie są zrozumiałe i atrakcyjne dla wąskiego kręgu również dobrze przygotowanych odbiorców. Co więcej, zwykle mądry i wrażliwy amator doskonale rozumie te różnice i w pełni je respektuje, podobnie jak wyrobiony odbiorca sztuki. I tak np. doświadczony czytelnik wie, że są książki dla niego odpowiednie i takie, które są już za trudne w odbiorze. Sam siebie sytuuje w pewnym miejscu w przestrzeni kultury. To samo z twórcami. Gdy ktoś pisze seryjnie „czytadła”, zwykle doskonale wie, że nie jest wybitnym pisarzem, i w pełni uznaje wyższość znacznie mniej poczytnych, lecz doskonalszych w artystycznym kunszcie literackim autorów. Gremialne negowanie hierarchii w sztuce jest raczej aroganckim odruchem zupełnych ignorantów, którzy albo w ogóle w życiu kulturalnym nie uczestniczą, albo są sfrustrowani tym, że wielu rzeczy nie rozumieją bądź odbierają jako nudne i nie dla nich przeznaczone. A tak przy okazji. Myślę, że „Polityka” jest tygodnikiem dla ludzi myślących, posiadających pewną wiedzę o świecie i tego świata ciekawych, a ponadto mających bogate słownictwo i rozwiniętą zdolność czytania ze zrozumieniem trudnych tekstów publicystycznych, w których znajdują się długie zdania i mowa jest o skomplikowanych kwestiach. Krótko mówiąc, sądzę, że „Polityka” jest nie dla idiotów. Zwłaszcza zaś nie dla idiotów w klasycznym tego słowa znaczeniu, czyli ludzi bardzo prostych, zajętych wyłącznie własnymi sprawami i odwróconych plecami od życia publicznego. I co? Coś może nie tak? Czy dział marketingu „Polityki” (nie wiem, czy takowy istnieje) zgłosi zastrzeżenie, iż Hartman odstrasza potencjalnych czytelników? Nie sądzę. Bo my swój demokratyzm potwierdzamy każdego dnia i nie musimy panicznie bać się oskarżeń o lekceważący stosunek do takich czy innych grup społecznych – choćby i najbardziej oddalonych od świata, w którym żyją autorzy i czytelnicy naszego tygodnika. Czytaj też: Olga Tokarczuk na rynkach świata Książki pod strzechy. Epilog „Pan Tadeusz” miał swój epilog. Miejmy i my swój – w postaci zadania domowego z języka polskiego dla krytyków Olgi Tokarczuk. Otóż przypomnijmy sobie, co znaczy w oryginale „trafić pod strzechy”, i zastanówmy się, czy na pewno w inkryminowanych strofach Mickiewicza nie ma czegoś protekcjonalnego? Bo czasami rzeczy są zupełnie inne, niż sobie wyobrażamy bądź je sobie zapamiętaliśmy. Z „Epilogu”: O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy,Żeby wieśniaczki, kręcąc kołowrotki,Gdy odśpiewają ulubione zwrotkiO tej dziewczynie, co tak grać lubiła,Że przy skrzypeczkach gąski pogubiła,O tej sierocie, co piękna jak zorzeZaganiać gąski szła w wieczornej porze,Gdyby też wzięły na koniec do rękiTe księgi, proste jako ich piosenki!

Kubek Z Napisem, Bardzo Mi Z Tego Powodu Wszystko Jedno, Kolor Różowy - Fotobloki & Decor, w empik.com: 29,90 zł. Przeczytaj recenzję Kubek Z Napisem, Bardzo Mi Z Tego Powodu Wszystko Jedno, Kolor Różowy. Zamów towar z dostawą do domu!
Bardzo Mi z Tego Powodu Wszystko Jedno Męska Koszulka marki Sol's - Imperial Man Dostępne rozmiary: S, M, L, XL, XXL Aukcja dotyczy jednej sztuki w rozmairze XXL Po zakupie podaj w formularzu kod koloru Każda koszulka jest estetycznie składana i pakowana w woreczek Nadruk wykonywany jest na zamówienie Rozmiary z tabelki +/- 2cm 100% bawełna półczesana Ringspun. Wzmocnienie taśmą na szyi. Ściągacz z dodatkiem elastanu. Krój klasyczny, bez szwów bocznych. bardzo mi z tego powodu wszystko jedno, i don't care, whatever, no i co, nie obchodzi mnie to, lata mi to, obojętne, obojętny, pff,
Kubek Bardzo Mi z Tego Powodu na Allegro.pl - Zróżnicowany zbiór ofert, najlepsze ceny i promocje. Wejdź i znajdź to, czego szukasz! Niedawno zadebiutował Android Pie, co rozpoczęło tradycyjny festiwal narzekania na fragmentację tego systemu, wolne tempo aktualizacji i zbyt mało restrykcyjną politykę Google. Warto sobie uświadomić jedną rzecz – gdybyśmy wszyscy świadomie kupowali smartfony, to takich sytuacji by nie było. Ja nie narzekam na brak Androida Pie. Jestem fanem Androida, gdyż jego zalety stawiam ponad jego wadami. Same wady często wynikają z niesłusznego i niesprawiedliwego dla obu stron porównywania Androida z iOS metodą zero-jedynkową, co dość często spotykam w sieci, w artykułach i w komentarzach pod nimi. Wiem, że Android i iOS to nie są systemu doskonałe i żaden nie może dać nam absolutnie wszystkiego, dlatego powinniśmy się cieszyć, że możemy wybierać i eksperymentować, wymieniając się swoimi doświadczeniami, zamiast prowadzić między sobą wojnę totalną, w której nikt nikogo do niczego nigdy nie przekona. Niestety, premiera nowej odsłony Androida rozpoczęła nowy etap wzajemnych przepychanek fanów zielonego robota i systemu iOS. Poszło oczywiście o aktualizacje. Chciałbym więc poświęcić chwilkę temu tematowi, gdyż jak zwykle pojawiło się wiele niedopowiedzeń. Skąd się bierze fragmentacja Androida? Przyjęło się uważać, że fragmentacja jest jedną z największych wad systemu operacyjnego Android. Jest w tym oczywiście sporo prawdy, ale mało kto chce dostrzec przyczynę tej całej sytuacji. W żaden sposób nie pomaga ocena tego problemu przez pryzmat porównania wsparcia dla urządzeń z Androidem do iOS, gdyż oba systemy rządzą się swoimi prawami. Fot. businessinsider Liczba modeli pracujących pod kontrolą Androida w żaden sposób nie jest porównywalna do liczby telefonów z iOS. Urządzeń z zielonym robotem jest więcej, bo produkuje je spora gama różnorakich producentów – gdybym znał ich wszystkich, to pewnie bym zwariował. W przypadku iOS za smartfon odpowiada sam twórca systemu operacyjnego, co prowadzi do lepszej kontroli nad procesem aktualizacji. Apple ma znacznie łatwiej, gdyż wydaje rocznie tylko kilka sprzętów z iOS, więc zapewnienie im długoletniego wsparcia nie jest większym problemem. Android jest także bardziej otwarty od iOS. Dzięki temu każdy producent może według własnego widzimisię ingerować w zielonego robota, wprowadzając własne nakładki systemowe, co powoduje opóźnienia w aktualizacjach, ale w wielu przypadkach nadaje ich smartfonom wyjątkowości. Otwartość Androida umożliwia również wgrywanie własnego oprogramowania przez operatorów, co powoduje kolejne opóźnienia, bo większa część nowych urządzeń trafia do klientów głównie za ich pośrednictwem. Jak widać Google ma sporo kłód pod nogami, co utrudnia kontrolowanie ich własnego dziecka. W tej sytuacji jedynym względnie sensownym porównaniem jest konfrontacja iPhone’ów z Pixelami. W obu tych przypadkach za aktualizacje odpowiadają twórcy smartfonów. Google pokazało przy premierze Androida Pie, że potrafi zaktualizować wspierane modele zaraz po oficjalnej prezentacji nowej wersji systemu operacyjnego, więc tym samym dorównuje Apple. Jaki okres wsparcia byłby optymalny? Google Pixel 2 XL / fot. gsmManiaK Trochę inaczej jest z okresem wsparcia, gdyż pierwsza generacja smartfonów Pixel ma zapewnione nowe wersje Androida przez dwa lata od premiery, zaś druga generacja i następne przez trzy lata od debiutu. Tymczasem Apple ma zamiar zaktualizować do iOS 12 nawet 5-letniego iPhone’a 5s. Z jednej strony to naprawdę fajne podejście, ale czy ten staruszek poradzi sobie z najnowszą odsłoną iOS i czy dostanie jakieś nowe funkcje? Z tego, co widzę w sieci, opinie o działaniu wersji beta na iPhonie 5s są mocno podzielone, więc czy aktualizacja dla telefonu z wieloletnim stażem nie staje się czasem sztuką dla sztuki? W udzieleniu odpowiedzi pomocne mogą okazać się zeszłoroczne statystyki Kantar, według których klienci wymieniają swój smartfon średnio co niecałe 2 lata, zazwyczaj razem z nową umową abonamentową. To z grubsza pokrywa się z moimi obserwacjami wśród rodziny, znajomych i naszych maniaKalnych CzytelniKów. Biorąc to wszystko pod uwagę uważam (i to jest moje prywatne zdanie), że 3-letni okres wsparcia byłby optymalny. Osoby myślące podobnie mają większy wybór, niż tylko modele Pixel, a zapewnia go program Android One. Aktualizacje Androida – na jakie smartfony stawiać? Swego czasu Android One miał za zadanie promować system Google w krajach rozwijających się, więc został skierowany do Indii. Gdy wydawało się, że projekt ostatecznie trafi do kosza, Google postanowiło go reaktywować i zmienić jego charakter. Dzięki temu dziś możemy spokojnie kupić różne telefony z czystym systemem i obietnicą regularnych oraz (względnie) szybkich aktualizacji. Nokia 7 Plus / fot. gsmManiaK W czy możemy wybierać? Na Android One stawia Nokia, która wprowadziła do swojej oferty sporą liczbę modeli z różnych półek cenowych, które należą do tego programu. Wśród nich możemy wymienić Nokię 7 Plus, czyli jeden z moich ulubionych smartfonów w dwuletniej karierze testera. Ze stajni HMD Global dostajemy Nokię 8 Sirocco i Nokię zaś z portfolio Xiaomi możemy wybrać Xiaomi Mi A2, Xiaomi Mi A2 Lite czy Xiaomi Mi A1. Fani egzotyki mogą też wybrać smartfony GENERAL MOBILE, dostępne w sklepie Media Expert. Wszystkie te urządzenia powinny otrzymać Androida Pie do końca jesieni. Do tego oczywiście dochodzą wspomniane wcześniej Pixele i telefony tych producentów, którzy dbają o aktualizacje. Na pierwszym miejscu (poza Nokią) wymieniłbym tutaj Sony, które bardzo szybko dostarcza najnowsze poprawki bezpieczeństwa dla swoich modeli premium, a także deklaruje dwie duże aktualizacje systemu, o ile na drodze nie staną nieprzewidziane trudności. To oznacza, że Android Pie powinien trafić na Xperię XZ Premium i wszystkie nowsze flagowce Japończyków. Sony Xperia XZ2 Premium / fot. gsmManiaK Trochę inne podejście ma Xiaomi, które ponad numerkiem Androida stawia wersję MIUI, ale jeśli komuś to nie przeszkadza, ten może cieszyć się długoterminowymi aktualizacjami właśnie w ramach nakładki Xiaomi. Ona często potrafi zmieniać więcej, niż najnowsze odsłony zielonego robota. Chyba najtrudniej jest ocenić postawę Samsunga. Podobnie jak Sony, także i Koreańczycy oferują dwie duże aktualizacje dla swoich flagowców i najlepszych średniaków, a także względnie regularnie udostępniają im poprawki bezpieczeństwa. Problem polega na tym, że Samsung potrzebuje nawet kilku miesięcy, by dopasować swoją nakładkę do Androida, przez co nawet właścicieli topowych telefonów muszą czekać dłuższy czas na nowszą wersję systemu. Galaxy S8 powinien dostać więc Pie, ale raczej po Nowym Roku. Mamy wybór. Korzystajmy z niego Przytoczone przeze mnie przykłady dobrze wspieranych smartfonów z Androidem to nie jest jakaś wiedza tajemna – w końcu portale technologiczne często piszą o aktualizacjach, więc osoby zainteresowane bez problemu dowiedzą się, jak dany producent troszczy się o swoje urządzenia. Dlatego czasem nie mogę zrozumieć tych użytkowników, którzy najpierw kupują jakiś smartfon, a potem narzekają na to, że okres oczekiwania na aktualizację był za długi (bo wybrali Samsunga) lub dany model dostał tylko jedną dużą aktualizację (jak często bywa w przypadku Huawei). Oczywiście nie może przy tym zabraknąć tradycyjnej formułki „Apple robi to lepiej”. Czemu więc iPhone nie jest pierwszym wyborem takiej osoby? Odpowiedzi jest wiele, ale chyba najbardziej rozbrajające jest stwierdzenie, że zakupiony smartfon jest generalnie lepszy od sprzętu Apple pod wieloma względami, a jedyną jego słabością jest gorsze wsparcie. Takie stanie w rozkroku nigdzie nie prowadzi, gdyż producenci patrzą przede wszystkim na sprzedaż, a dopiero potem nastroje klientów. Myślę, że w tej sytuacji lepiej zagłosować portfelem, niż po raz kolejny sięgnąć po model producenta, który zawiódł nasze oczekiwania co do aktualizacji. Mamy wybór, więc korzystajmy z niego – jeśli zależy nam na aktualizacjach, omijajmy szerokim łukiem smartfony tych firm, które się nimi nie przejmują. Tylko tak możemy coś zmienić. Nie mam problemu z tym, że jeszcze nie mam Androida Pie Xiaomi Mi 6 / fot. gsmManiaK Staram się podejmować świadome decyzje zakupowe i dlatego wybierając Xiaomi Mi 6 od razu wiedziałem, że Androida P mogę otrzymać ze sporym opóźnieniem albo wcale. Dzięki analizie wszystkich za i przeciw wiedziałem, że mam inne priorytety niż najnowsza wersja zielonego robota na pokładzie mojego telefonu. Szczególną przeszkodą jest dla mnie czysty Android (niemal wymagany do szybkich aktualizacji), który delikatnie mówiąc nie spełnia moich oczekiwań – zdecydowanie bardziej wolę rozsądnie rozbudowane nakładki systemowe. Jestem więc zadowolony z mojego smartfona i brak Androida Pie nic w moim przypadku nie zmienia. Życzę Wam tego samego – zadowolenia z posiadanego sprzętu, zakupionego z pełną świadomością jego zalet i wad, także w dziedzinie aktualizacji. Na sam koniec pozwolę sobie na małą autopromocję i przypomnę o wpisie poświęconym tym smartfonom, których testowanie miło wspominam: Od dwóch lat testuję smartfony. Oto 5 telefonów, które szczególnie polubiłem . 487 164 51 5 143 471 425 296

bardzo mi z tego powodu wszystko jedno