Marcin "Nierdzewny" S. Na prostowanie życiowych ścieżek jesteś najlepszym zdrowotnym drogowcem 🚏🚧🦾, a dla źdźbła osłody w drogę można zabrać słono karmelkowe lody 🍨😄
anonimowośćjestsuper zapytał(a) o 15:42 Ile można przeżyć bez jedzenia? Chodzi o to, że pije się regularnie, ale się nie je. 1 ocena | na tak 100% 1 0 Odpowiedz Odpowiedzi Dafor odpowiedział(a) o 15:48 Jest taka zasada trzech trójek-bez oddychania 3 minuty-bez picia 3 dni-bez jedzenia 3 tygonie 7 0 Basia😘😍🥰 odpowiedział(a) o 15:45 Około miesiąc 6 0 pissman odpowiedział(a) o 16:11 Z jedzeniem to zależy ile masz zapasu w sobie i od wysiłku fizycznego. 0 0 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
W sezonie – a ten na Azję trwa od listopada do końca lutego – można również czekać na ciekawe oferty typu last minute. Zdarza nam się tak jeździć, bywa i All Inclusive, tak wyśmiewane wśród podróżników. Szczególnie tych przez duże „pe” i z kompleksem :P. Ceny zaczynają się już od ok. 4.500 zł za 12 dni.
-Jak długo można przeżyć bez mózgu? -A ile masz lat?
243 batów tajlandzkich ile to zł? Kurs z 2023-01-04. Sprawdź codzienne kursy walut na ile-to-zl.pl. Witryna ile-to-zl.pl jest codziennie aktualizowana i zapewnia aktualny kurs waluty batów tajlandzkich
TAJLANDIA - KRAJ MAGICZNY I WOLNY część III - region PhuketKrzysztof Danielewicz8 lipca 2022 Turystyka31 grudnia 2021, wylot do Phuket i sylwesterKolejnym punktem i jednocześnie bazą wypadową w mojej podróży po Tajlandii był Phuket. Miasto i region są bardzo popularne turystycznie, głównie ze względu na piękne plaże oraz świetne miejsce wypadowe do innych jeszcze piękniejszych wysp, lasów, plaż itp. Do Phuket, ze względu na odległość, polecieliśmy samolotem (około dwie godziny lotu). Na lotnisku zostaliśmy szybko przejęci przez osoby organizujące transport. Mieliśmy dwie opcje: zapłacić 800 batów za samochód osobowy tylko nasz lub 180 batów za osobę za miejsce w busie. Odległości pomiędzy lotniskiem a naszym hotelem to około 25 kilometrów. Na lotnisku, ponieważ był to lot krajowy, nie musieliśmy przechodzić żadnych dodatkowych testów czy kontroli dokumentów na drodze samochód zatrzymał się jeszcze w „zaprzyjaźnionym” biurze podróży, gdzie pod pretekstem doprecyzowania adresów hoteli dla kierowcy chciano nam sprzedać wycieczki – dość osobliwa metoda na łapanie nowych turystów, którzy nie zdążyli zapoznać się jeszcze z cenami i możliwościami. Po jakimś czasie zostaliśmy dostarczeni pod sam hotel, świetnie usytuowany i posiadający wszelkie możliwe udogodnienia, ze wspaniałym basenem na dziedzińcu włącznie, do którego można było wejść bezpośrednio z niektórych pokoi położonych na 1. Sylwester na wyspie się składało, że akurat był to sylwester. W rejon plaży ściągały już od około tłumy Tajów i turystów z całego świata. Tysiące samochodów, skuterów i tuk tuków krążyły w kółko. Niektóre z nich były jeżdżącymi dyskotekami. Na plaży pośród drzew ludzie rozbijali biwaki, a następnie jedli i pili na kocykach. Co chwilę było słychać wystrzały, w powietrze leciały setki papierowych lampionów. Osobiście byłem bardzo zły, że właśnie w taki dzień odczuwam bardzo silne bóle pleców i sądziłem, że krótko po północy pójdę do pokoju spać. Jednak, jak to najczęściej bywa, najlepiej wychodzą imprezy nieplanowane. W naszym przypadku usiedliśmy na murku na plaży i podziwialiśmy widoki, ciesząc się wspaniałą pogodą. Tak się złożyło, że po prawej mojej stronie drinkowała para Rosjan, za nimi także siedzieli Rosjanie. Widziałem, jak mój sąsiad rozmawia z kolegami z Rosji, którzy stoją w czapkach i marzną, a on im pokazywał, co się dzieje na plaży. Po chwili podszedł do stojących po naszej lewej stronie tajskich kobiet mężczyzna wyglądający na 2. Świętowanie Sylwestra na tak pewni, że to Polak, że odezwaliśmy się do niego po polsku i okazało się, że mieliśmy rację. Po krótkiej rozmowie zabrał nas w inne miejsce, gdzie biesiadowali inny Polak z Litwinem. Chwilę miło porozmawialiśmy, wypiliśmy kilku toastów, a następnie poszliśmy na plażę, bo zbliżała się północ. Po wystrzałach, życzeniach itp. wróciliśmy do naszych nowo poznanych przyjaciół pożegnać się i podziękować za gościnę. Wracając do hotelu, zrobiliśmy jeszcze zakupy lokalnej, bardzo dobrej whisky. Zatrzymaliśmy jeszcze objazdową restaurację, bo zachciało się nam jeść. Mając jedzenie i picie, przejęliśmy kontrolę nad stojącym opodal stolikiem. Przechodząca obok nas para Polaków zatrzymała się, gdyż idący tam mężczyzna stwierdził, że zna Pawła. Zaprosiliśmy ich do rozmowy i poczęstunku. Impreza się rozwijała, nasi nowi znajomi zakupili sobie jedzenie, dokupili picie i rozmawialiśmy dosyć długo. Następnie stwierdzili, że niedaleko znajduje się główna ulica z restauracjami, barami i imprezami, którą powinniśmy odwiedzić, gdzie udaliśmy się po skończonej biesiadzie. Po przybyciu w to miejsce było od razu widać, że tutaj sylwester miał różny, dla niektórych ciężki, 3. Jedna z głównych promenad w Phuket – Patong dosłownie wszędzie czuło się niesamowicie sympatyczną atmosferę, żadnej przemocy czy agresji, coś niesamowitego. Po jakimś czasie pożegnaliśmy się z naszymi przesympatycznymi rodakami z Warszawy i postanowiliśmy wrócić do hotelu. W drodze jednak spotkała nas kolejna przygoda. Mijając grupę bawiących się Tajów przy prowadzonej przez nich restauracji, chciałem zrobić im zdjęcie. W tym momencie dołączył do nich mój kolega, po chwili staliśmy się już częścią biesiady, po jakimś czasie dołączyło do nas dwóch sympatycznych Niemców, i tak ostatecznie do hotelu wróciliśmy około Gdyby nie bardzo nieprzyjemny i dokuczliwy ból pleców, byłby to mój najwspanialszy sylwester w 4. Tajscy przyjaciele – kompani sylwestrowej nocy w stycznia 2022, rehabilitacjaNiestety dokuczający ból pleców i problemy z poruszaniem się spowodowały, że musiałem trzy dni spędzić na odpoczynku, „samorehabilitacji” i podziwianiu morza. Generalnie okazało się to bardzo przyjemne, szczególnie dlatego, że w hotelu był basen, a do plaży miałem nie dalej jak 200 metrów. Na szczęście dla mnie z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, więc miałem nadzieję, że jeszcze zobaczę kilka ciekawych miejsc. Ze względu na liczbę dni, która pozostała mi jeszcze w Phuket, postanowiłem zobaczyć wyspę Jamesa Bonda oraz miejsce zwane Phi Phi. Jedno z tych miejsc było na północy a drugie n– a południu w stosunku do wyspy Phuket. Wycieczki w tym kierunku sprzedawano praktycznie na każdym rogu w moim rejonie. Ceny były elastyczne, np. za wizytę na wyspie Jamesa Bonda żądano nawet 3600 batów, ja kupiłem bilet za 2000 batów. W cenę wliczano transport prosto z i do hotelu, obiad, 5. Plaża Phuket – moje miejsce rehabilitacji po upadku na stycznia 2022, wyspa Jamesa Bonda 4 grudnia punktualnie o pod hotel podjechał bus i zabrał nas na wycieczkę. Po drodze zatrzymał się jeszcze w dwóch hotelach i po około 45 minutach dotarliśmy do portu. Tutaj podanie danych do ubezpieczenia, kawka, ciasteczko, instruktaż i załadunek na pokład szybkiej łodzi wycieczkowej. Plan wycieczki zakładał najpierw zwiedzenie Hong Island, gdzie odwiedziliśmy małą, ale ciekawą jaskinię oraz podziwialiśmy wspaniałe formy skalne, a następnie James Bond Island, która posiadała kilka wspaniałych punktów widokowych skierowanych na pięknie wyglądającą maleńką wysepkę. W tym miejscu nakręcono jeden z filmów z Jamesem Bondem – The Man with the Golden Gun – a skała nazywa się Khao Ping Kan. Widoki w tym miejscu naprawdę zapierały dech w 6. Wyspa Jamesa krótkiej przerwie popłynęliśmy na urokliwą Panyee Island, na której znajduje się malownicza osada muzułmańska z pięknie odbijającym się z oddali meczetem. Na wyspie czekał na nas pyszny posiłek w formie szwedzkiego stołu, po czym mieliśmy trochę czasu, aby pochodzić wąskimi uliczkami pomiędzy domami, z których większość zbudowana jest na palach. W uliczkach, ze względu na liczbę turystów, znajdowało się mnóstwo straganów z suwenirami oraz sklepy spożywcze. Sama ludność lokalna czuła się bardzo swobodnie, nie zamykała okien czy drzwi, dzięki czemu można było podejrzeć, jak ludzie żyją w takich pięknych okolicznościach miejscem były wyspy, gdzie przez około 40 minut lokalni przewoźnicy dali nam szansę w spokoju popływać na dmuchanych pontonach pomiędzy skałami lub nawet pod nimi. Na koniec odwiedziliśmy piękną Naka Island, gdzie można było poleżeć na cudownej plaży. W Tajlandii urzekło mnie to, że natychmiast po tym, jak się położymy na plaży, podchodzą ludzie i oferują sprzedaż mrożonej kawy czy owoców w formie shake’a. Po bardzo przyjemnym półtoragodzinnym postoju popłynęliśmy w drogę powrotną do portu, a następnie do hotelu. Był to chyba najprzyjemniejszy dzień w trakcie całej mojej podróży po podkreślić, że całość wycieczki została przygotowana w sposób perfekcyjny, naprawdę polecam ten sposób spędzania 7. Panyee Island, na której położona jest malownicza osada stycznia 2022, wyjazd na Phi Phi Don i Phi Phi LaeWyspy Phi Phi są kolejnym bardzo polecanym miejsce na tzw. jednodniowe wycieczki. Podobnie jak dzień wcześniej, także w tym przypadku zostałem odebrany bezpośrednio z hotelu i zawieziony na południe wyspy Phuket do przystani. Na miejsce zjeżdżały kolejne małe busy z turystami, których mogło być około 150-170 osób. Podzielono nas na dwie grupy: tych, którzy wyjeżdżają na wyspę Jamesa Bonda, oraz tych, którzy jak ja chcą popłynąć na wyspę Phi Phi. W ramach przygotowania każdy z mojej grupy otrzymał okulary oraz rurkę do nurkowania, a także nowy ustnik. Kto chciał, mógł sobie już sam odpłatnie wynająć kamerę do kręcenia filmów pod wodą, wodoszczelną sakwę do telefonu komórkowego czy płetwy. Osoby oczekujące mogły w tym czasie zjeść śniadanie, napić się kawy czy wszyscy byli już zarejestrowani, ubezpieczeni i podzieleni na grupy, przy czym każdy otrzymywał opaskę w innym kolorze i swojego przewodnika, poinformowano nas, co i gdzie będziemy zwiedzać oraz na co musimy uważać. Każdy z przewodników przedstawił się z imienia i prosił, aby zapamiętać jego imię oraz nazwę firmy, co może być niezbędne, gdyby ktoś zgubił się w miejscach zwiedzania. Po pewnym czasie, kiedy już nastąpił przypływ, nastąpił moment przejścia na pomost i załadowania się do szybkich łodzi. Kto miał problemy z bujaniem łodzi, mógł wziąć sobie tabletkę, oczywiście wszystko w cenie wycieczki. Na łodzi na turystów czekały woda, pepsi i 8. Łódź wycieczkowa na Phi Phi około 45 minutach płynięcia szybką łodzią dotarliśmy do wyspy Phi Phi Don i pierwszego miejsca, jakim była tzw. Monkey Beach, czyli plaża, gdzie na wolności żyją małpy, które podobno doskonale pływają i żywią się rybami. Kiedy dopłynęliśmy na miejsce, widać było wielu turystów, którzy obserwują małpy – małe i dorosłe. Ostrzegano nas, aby nie podchodzić do zwierząt, ponieważ potrafią być bardzo niebezpieczne. Rzeczywiście: na moich oczach dorosła małpa pobiegła w kierunku stojącej tyłem kobiety i jej córki. Ludzie z daleka krzyczeli, więc kobieta się odwróciła i zdążyła odskoczyć do wody. Małpa ukradła z jej kajaku plastikową butelkę z pepsi, otworzyła ją i wypiła zawartość. W pewnym momencie małpy zaatakowały innego człowieka, dopiero jeden z Tajów strzelił do nich z procy, czego bardzo nie lubią, i ją 9. Małpa z Monkey przystanek to nurkowanie w rejonie Tonsai Bay. Niestety – podobnie jak dzień wcześniej zabrakło słońca. Zmniejszało to znacznie przyjemność z nurkowania na płytkich wodach. Rafę i ryby było oczywiście widać niewyraźne, a zdjęcia wychodziły bardzo słabej około 40 minutach przeznaczonych na nurkowanie popłynęliśmy na leżącą w pobliżu Phi Phi Don na lunch. Ciekawe jest to, że na Phi Phi Don w miejscu, gdzie są hotele, pas ziemi ma około 300 metrów i z jednej plaży na drugą dojście zajmuje nie więcej niż 10 minut spacerkiem. To idealne miejsce na wypoczynek dla osób, które chcą spędzić czas nad morzem, podziwiając piękne plaże, patrzeć jednocześnie na góry i wybierać się łodziami w różne ciekawe 10. Jedna z plaż na Phi Phi zjedzeniu posiłku i godzinnej przerwie popłynęliśmy do laguny Pi Leh, po drodze przepływając obok jaskini zamieszkiwanej przez lokalną ludność. Pi Leh jest piękną małą zatoką, która wąskim przesmykiem pomiędzy wysokimi skałami wcina się na głębokość około 700 metrów. Nie zawsze poziom wody pozwala łodziom turystycznym tam wpływać. Na miejscu chętni mogli popływać po lagunie lub wynająć lokalną mniejszą drewnianą łódź, co dawało szansę na zrobienie ładnych zdjęć – oczywiście przy dobrej 11. Przepiękna laguna Phi krótkiej, czterdziestominutowej przerwie wyruszyliśmy w kolejny krótki rejs do Maya Bay, które było chyba najpiękniejszym miejscem w tym dniu. Dopływaliśmy do przesmyku w skałach, wysiadaliśmy i po kładce dochodziliśmy od strony plaży do laguny. Cała zatoczka jest częścią parku narodowego i pozostawała zamknięta przez całe dwa lata ze względu na pandemię, zresztą jak cała Tajlandia. Obecnie obowiązuje zakaz wchodzenia do wody, chociaż moczenie nóg nie powodowało reakcji strażników. W tym absolutnie unikatowym miejscu kręcony był film z Leonardo DiCaprio. Można sobie tylko wyobrazić, jak romantyczny mógłby być pobyt w tej zatoczce bez obecności innych 12. Laguna Maya zakończenie po około pół godzinie dotarliśmy na Khai Island, na której spędziliśmy około 40 minut. Przyznam szczerze, że mógłbym tam leżeć cały dzień. Na tej bezludnej, mającej może z 400 metrów wyspie znajdowała się hałda białego piasku, trochę skał, kilka palm oraz bary i restauracje. Poza sezonem nikt tam nie mieszka. Nic, tylko leżeć, popijać piwko, pływać na skuterach i patrzeć w morze – coś wspaniałego. Polecam to miejsce na cały krótkiej przerwie zostało nam tylko 15-minutowe przemieszczenie do portu, oddanie sprzętu i powrót do Phuket. Wszystko świetnie zorganizowane i naprawdę warte ceny. Przypominam: taka wycieczka w katalogach kosztuje 3200 batów, ale bez problemu można ją kupić za 2000 batów. Posiłki, sprzęt i napoje oraz transport są w 13. Wyspa Khai w Phuket początkowo wydawał mi się za długi, a okolica – za tłoczna jak na moje oczekiwania. Jednak ze względu na konieczność powypadkowej rehabilitacji czas ten okazał się idealny. Miejsce to spowodowało, że bardzo mocno zwolniłem, rozkoszowałem się piękną pogodą, pięknymi widokami morza, miłą atmosferą, muzyką oraz niesamowicie różnorodną kuchnią. Phuket to też bardzo dobry punkt wypadowy do jednodniowych wycieczek w różne ciekawe miejsca. Można tu odpocząć, skorzystać z masażu, posłuchać wieczornych koncertów, popływać w morzu, popływać skuterem i wiele innych atrakcji. Gwarantowane są pogoda, atmosfera, bezpieczeństwo i piękne widoki. Warto też wykupywać wycieczki na pojedyncze wyspy i spędzać tam cały dzień. W moim przypadku miałem wrażenie, że przez napięty grafik traciłem szansę na delektowanie się miejscem i chwilą. W tym miejscu każdy znajdzie coś, co go uszczęśliwi – „plażing”, zwiedzanie pięknych bezludnych wysp, pływanie na skuterach, loty na spadochronie za motorówką, nocne życie, świetne masaże, niesamowita kuchnia, wszędzie otwartość i świetna atmosfera, niesamowita tolerancja na wszelkiego rodzaju odmienności stycznia 2022, pływający targ (floating market)Przez dwa dni, które mi zostały do powrotu, chciałem jeszcze zobaczyć coś ciekawego, aby zebrać jak najwięcej materiału o Tajlandii. Zadzwoniłem do naszego wcześniejszego przewodnika i zapytałem o jego ofertę. Zaproponował zwiedzanie starej stolicy Tajlandii, ale głównie szlakiem świątyń, co dla mnie było nie do przyjęcia. Szczerze – wszystkie te świątynie moim zdaniem wyglądają podobnie, ociekają złotem i można w nich zobaczyć dziesiątki figur Buddy w różnych pozycjach. Drugą ofertą był wyjazd do tzw. floating market, czyli pływającego targowiska. Tu jednak problemem okazała się cena – 2 tys. batów za przewodnika, 2 tys. batów wynajem samochodu i jeszcze wynajem łodzi. Zrezygnowałem więc i postanowiłem spędzić dzień na Chatuchat Market, gdzie nie tylko można wiele ciekawych rzeczy kupić, to jeszcze pooglądać i dobrze z hotelu, zatrzymaliśmy przypadkową taksówkę, aby dojechać na Chatuchat Market. Starszy, sympatyczny kierowca, nieźle mówiący po angielsku, sam zaczął nas wypytywać, ile dni jesteśmy w Bangkoku, czy nas gdzieś nie podrzucić oraz wspomniał, że za 2 tys. zawiezie nas do floating market i oczywiście przywiezie z powrotem. Ja byłem bardzo zainteresowany, musiałem tylko skalkulować czas, bo był to mój ostatni dzień pobytu w Tajlandii. Ostatecznie umówiłem się z kierowcą na godzinę na 14. Spakowana do sprzedaży sól centrum Tajlandii z mojego hotelu była to odległość około 100 kilometrów, czyli co najmniej półtorej godziny jazdy. Po drodze mijaliśmy rozległe pozalewane poldery, gdzie – jak powiedział kierowca – pozyskuje się sól z wody morskiej. Zresztą zatrzymaliśmy się na jednym ze straganów i kupiliśmy jej trochę. Sól była bardzo tania – duża, może 2-, 3-kilogramowa paczka soli kosztowała około 13 drodze widzieliśmy dużą inwestycję drogową: na bardzo wysokich podstawach układano szybką trasę do Bangkoku. Układanie tras drogowych i kolejowych na dużej wysokości jest dosyć często spotykanym rozwiązaniem, szczególnie w stolicy. Kierowca podróżujący po Bangkoku ma do wyboru darmową drogę i stanie w korkach lub zapłacenie i szybki, bezkolizyjny przejazd przez centrum 15. Budowa drogi szybkiego ruchu na trasie do pływającego drodze na market przejeżdżaliśmy przez miasta Maeklong, które znane jest z tego, że na normalnie funkcjonujących torach kolejowych działa bardzo duże targowisko. O określonych godzinach przejazdu pociągu ludzie muszą na chwilę przesunąć swoje stragany, a potem handlują dalej. Akurat, kiedy ja chodziłem po targowisku, nie było można zobaczyć tego spektakularnego i znanego na świecie przejazdu pociągu. Na targu można było kupić wiele odmian ryb, owoców morza, normalnych owoców, przypraw itp. Zauważyłem, że jak na ceny tajskie, niektóre owoce morza były bardzo drogie – np. żywy (wiązany sznurkiem) krab kosztował około 70 zł. Okazało się też, że miasto Maeklong jest miastem rodzinnym mojego kierowcy, więc pokazał mi dom, w którym się wychowywał, szkołę oraz świątynię, do której 16. Słynne tory przy Meaklong miasto, po kilku minutach dojechaliśmy do przystani, gdzie czekał na nas już kokos do picia. Był też właściciel z łodzią. Cena łodzi mnie trochę zaskoczyła, liczyłem na około 1000 batów za kilka godzin. Wcześniej pytałem kierowcy o cenę, ale on, unikając jasnej odpowiedzi, stwierdził, że to zależy, na ile godzin. Łódź dla obcokrajowców kosztowała 2 tys. za pierwszą godzinę i 3 tys. batów za dwie godziny, dla Tajów odpowiednio 1 i 2 tys. batów. Musiałem się potargować, ponieważ nie byłem przygotowany na taki wydatek ostatniego dnia, i finalnie zapłaciłem 2,5 tys. batów za dwie i pół godziny. Generalnie, jeżeli łódź wynajmuje kilka osób, to nie jest duży koszt, ale ja byłem sam, więc wychodziło trochę wyruszeniem właściciel przystani pokazał mi na schemacie, jaką trasą popłyniemy i co zobaczymy. W rejonie, w którym znajdowała się przystań, wszędzie dookoła znajdowały się gaje palmowe, na których dojrzewały orzechy kokosowe. Trasa wiodła kanałami właśnie przez te lasy, co dla mnie było zupełnie nowym doświadczeniem i oceniam jako bardzo ciekawe. Po drodze mijaliśmy wiele pozamykanych straganów z suwenirami i kilka otwartych – widać, że brak turystów bardzo dotknął Tajlandię. Spowodował też, że ceny za nawet małe rzeczy stawały się nieprzyzwoicie wysokie i należało się bardzo mocno targować. Kiedy coś kosztowało na wstępie 600 batów, to nie powinniśmy zapłacić więcej jak 150-160. Miałem już doskonałe rozeznanie w cenach suwenirów, więc byłem twardym 17. Gaje palmowe, mijane po drodze na pływający drodze mijaliśmy też domy Tajów – bardziej i mniej zadbane, czasami nawet ruiny. Pływały też małe restauracje, oferujące owoce, mięsa oraz inne ciekawe potrawy. Po drodze zatrzymaliśmy się też w zakładzie i sklepie jednocześnie, gdzie z mleka kokosowego produkowano ciastka, będące de facto skondensowanym cukrem. Takie ciastko nadawało się nie tylko do zjedzenia, choć było niewiarygodnie słodkie, ale np. także do wykorzystania (po rozpuszczeniu) do wypieków. Produkcja ciastek przebiegała tradycyjną metodą, polegającą na odparowaniu wody w koszach podgrzewanych przez ogień ze specjalnego pieca. Przy okazji produkcji i sprzedaży ciastek można było zakupić suweniry, których całe regały czekały na swoich nabywców, tych jednak nie znajdowało się 18. Brama witająca na floating wreszcie do samego centrum marketu. Miejsce jest bardzo ciekawe, klimatyczne, prawdziwe. Bezpośrednio z łodzi można zamówić posiłek, owoce, piwo czy inne produkty. Po obu stronach kanału na słońcu wygrzewały się warany. W jednej z pięknych galerii obrazów pięknie śpiewała para starszych artystów. Było naprawdę pięknie, miało się ochotę spędzić tam kilka godzin. Woda, ciepło, mili i otwarci ludzie, piękna zieleń dookoła oraz pyszna kuchnia razem wzięte powodowały, że nie chciało mi się wcale wracać do 19. Jeden ze sklepów na pływającym drodze powrotnej mijaliśmy kolejne wygrzewające się na słońcu warany, zadbane domy położone nad samym kanałem, hotele i lasy palmowe. Zatrzymaliśmy się jeszcze w jednej świątyni buddyjskiej, która niczym nie różniła się od innych. Ciekawostką było natomiast to, że na brzegu stał automat, w którym sprzedawano karmę dla ryb. Rzeczywiście na brzegu stało kilku Tajów dokarmiających liczne stado dużych ryb. W związku z tym, że ryby należały do świątyni, nie można było ich bardzo polecam to miejsce. Najlepiej spędzić tu cały dzień lub wynająć pokój w hotelu położonym nad kanałem. W porównaniu do Bangkoku to bardzo spokojna, urokliwa i klimatyczna 20. Floating market, sklepy po obu stronach Wam dziękuję za odbytą ze mną podróż! Może kiedyś wybierzemy się do Tajlandii razem? Rozważ to!
Ile batów dostał Chilon Chilonides z książki ,,Quo vadis" ?. Question from @Wercia56787 - Szkoła podstawowa - Polski
Pełna zabytkowych ruin Ayutthaya to idealny cel na jednodniową wycieczkę z Bangkoku albo jak w naszym przypadku przystanek w drodze na północ kraju, do Chiang Mai czy dalej. Jeśli ma to być jednodniowa wyprawa to warto wstać wcześnie i złapać poranny pociąg z dworca Hua Lamphong (czas przejazdu to ok. 1,5 – 2 godziny). My aż tak się nie spieszyliśmy, bo na Ayutthayę przeznaczyliśmy dwa dni (w tym także wycieczka do oddalonego o 50 km Wat Muang), co nie oznacza, że nie biegliśmy z kas na peron. Biegliśmy. Jak zwykle… : DZdążyliśmy i nawet mieliśmy chwilę by zerknąć czy mamy wszystkie bagaże i czy liczba dzieci się mniej więcej zgadza, zanim wsiedliśmy do jednego z wagonów. Gdzieś czytaliśmy, że Tajowie odradzają zagranicznym gościom jazdę pociągami 3. klasy. Tymczasem wagony nie odbiegają standardem od naszych pociągów regionalnych sprzed paru lat, a chyba aż tak wiele się nie zmieniło. Klimatyzacja sprawna (o ile pociąg jedzie), z szerokim z zakresem regulacji (płynne otwieranie i zamykanie okien). Catering (płatny dodatkowo) w postaci miłych pań z koszami, wsiadającymi na jednej stacji i wysiadającymi na kolejnej. Niezobowiązująca atmosfera i do tego bardzo przystępne ceny. Nic tylko jeździć a więcej o pociągach i innych informacji praktycznych znajdziecie tradycyjnie na końcu wpisu ; )Trochę historii…Obecna Ayutthaya to niepozorne, niewielkie miasto zamieszkiwane przez kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, których przodkowie zdecydowali się pozostać na terenach zrujnowanej stolicy królestwa. Kolebki współczesnej Tajlandii, która nigdy nie odzyskała swej dawnej przełomie XVII i XVIII wieku Ayutthaya była bowiem jednym z najbogatszych i największych miast na świecie o populacji szacowanej na około milion mieszkańców, czyli tyle ile ówczesny Londyn i Paryż razem wzięte. Miasto stało się ważnym ośrodkiem handlowym, gdzie docierali kupcy z Chin, Indii a także z miasta rozpoczął się cztery stulecia wcześniej, gdy w 1350 r. uciekając przed szalejącą epidemią ospy w Lop Buri król Ramathibodi I zwany U Thongiem przeniósł tutaj stolicę swojego królestwa. Z czasem nowa potęga podporządkowała sobie większość terenów obecnej Tajlandii królestwo Sukhotai a król ITakNiktNiePrzeczytaTegoImienia po zwycięskiej kampanii przeciwko imperium Khmerów doprowadził do upadku Angkoru. Znacznie gorzej dla Ayutthayi zakończyły się wojny z Birmańczykami, którzy w 1767 r. po kilkunastomiesięcznym oblężeniu podbili miasto i niemal zrównali je z ziemią. Po pałacach i setkach świątyń pozostały ruiny… wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Historyczny Ayutthaya – co warto zobaczyćHistoryczne centrum Ayutthayi, gdzie można odnaleźć najwięcej śladów po dawnej świetności miasta, położone jest na rozległej wyspie Koh Muang („miasto-wyspa”) utworzonej przez trzy rzeki. Poza naturalną ochroną wyspę otaczał wysoki mur, a na jej teren nie wpuszczano zagranicznych kupców, którzy musieli zatrzymać się w tak zwanym mieście jest łatwiej, a najkrótszą drogą by się tam dostać jest przeprawa promowa zlokalizowana na końcu krótkiej ulicy zaczynającej się bezpośrednio vis a vis też wypożyczyć rower albo po prostu jak my wskoczyć do tuk tuka. Odstawiliśmy nasze bagaże do hotelu i pierwsze kroki skierowaliśmy, tam gdzie większość, czyli do…Wat MahathatSpacerując po wyznaczonych ścieżkach można tylko domyślać się dawnej wspaniałości tego kompleksu świątynnego zwanego Świątynią Wielkich Relikwii. Po nich nie ma już śladu, za to jak na dłoni widać, jaki tragiczny los spotkał miasto i jego mieszkańców. Gdy Birmańczycy zdobyli miasto, tysiące mieszkańców trafiło do niewoli, miasto zostało splądrowane, skarby zagrabione, a czego nie dało się wywieźć było bezsensownie niszczone, czego namacalnym przykładem są szpalery bezgłowych Wat Mahathat i całej Ayutthayi jest kamienna głowa Buddy opleciona korzeniami drzewa figowca, tak jakby natura postanowiła otoczyć opieką niemych świadków upadku prowadzą dalej wśród ruin, upał na otwartej przestrzeni daje się odczuć a Zuzia nie może odżałować, że nie wolno wspinać się na te kamienie. Tyle przestrzeni do zabawy się marnuje : P Z Wat Mahathat warto pójść do „sąsiedniej” świątyni Wat RatchaburanaGdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Świątynia została wzniesiona w miejscu, gdzie dwóch najstarszych synów króla walczyło o schedę po zmarłym ojcu. Obaj polegli w walce. Za to najmłodszy z trójki braci postanowił uczcić ich pamięć wznosząc świątynię w miejscu bratobójczej potyczki, jednocześnie wstępując na Ratchaburana nie jest tak rozległa jak Wat Mahathat. Centralnym punktem jest wysoki prang w stylu khmerskim przypominający kształtem gigantyczną kolbę kukurydzy. Symbolizuje ona mityczną górę Meru, centrum wszechświata w hinduizmie i buddyzmie. W przeszłości świątynia otoczona była kanałami (zasypane) więc można było się do niej dostać tylko łodzią. Kolejne świątynie nie są położone tak blisko siebie, więc spacer pomiędzy nimi odpada. Najlepiej wynająć tuk tuka z kierowcą (ewentualnie rower), z którym ustalamy plan zwiedzania, czas trwania wycieczki i cenę. Nie ma czasu do stracenia, bo świątynie są otwarte jedynie do Wskakujemy więc szybko na tyły małego pojazdu i jedziemy : )Wat Phra Sin SanphetChociaż to Wat Mahathat ze słynną głową Buddy jest prawdopodobniej najbardziej rozpoznawalnym miejscem Ayutthayi, to właśnie Wat Phra Sin Sanphet było główną świątynią stolicy i całego królestwa. Wat Phra Sin Sanphet wchodziła w skład kompleksu Pałacu Królewskiego i to tutaj odbywały się najważniejsze ceremonie. Podobnie jak w Wat Phra Kaew na terenie Wielkiego Pałacu Królewskiego w Bangkoku w świątyni nie mieszkali na stałe Pałac jak i świątynia została w znacznej mierze zrównana z ziemią przez Birmańczyków. W Wat Phra Sin Sanphet zachowały się trzy piękne stupy stojące w jednej linii, w których spoczywają prochy dawnych przeszłości świątynia była domem wspaniałego posągu Buddy pokrytego ponad 200 kilogramami złota. Cenny kruszec został stopiony i zrabowany przez najeźdźców a pozostały posąg z brązu trafił później do Wat Pho w Bangkoku. Wat Chai WattanaramOstatnim punktem zwiedzania pierwszego dnia był położony poza wyspą Wat Chai Wattanaram, który być może z powodu lokalizacji zdecydowanie lepiej przetrwał birmański najazd. A może to bardziej zasługa przeprowadzonych renowacji. W każdym razie właśnie ta świątynia zrobiła na nas największe wrażenie pierwszego powstał w XVII w. dla uczczenia zwycięstwa nad Khmerami i paradoksalnie zaprojektowany został w stylu… khmerskim. Mamy więc centralny prang mierzący 36 metrów, wokół którego usytuowano 4 mniejsze prangi symbolizujące kontynenty zamieszkiwane przez ludzi. A dalej galerie ze zdekapitowanymi posągami i mury oraz kolejne 8 chedi wskazujące kierunki świata. Promienie zachodzącego słońca nadają jakiejś mistycznej aury temu miejscu. Nie spieszymy się, więcej już tego dnia w planach nie poza nocnym targiem oczywiście. Umówiliśmy się z kierowcą, że podrzuci nas na targ, który wypatrzyliśmy już spacerując po Wat Mahathat po przeciwnej strony ulicy. Na miejscu bardzo duży wybór jedzenia i o dziwo miejsca nie sprawia wrażenia nastawionego tylko na turystów. Może dlatego, że jednak większość wpada tu tylko na jeden dzień, więc wieczorami przeważają mieszkańcy miasta. A może tylko tak trafiliśmy, ale jedzenie na plus : )Następnego dnia pojechaliśmy do kolejnej świątyni leżącej poza wyspą…Wat Yai Chai MongkhonŚwiątynia Wat Yai Chai Mongkhon różni się od pozostałych już na pierwszy rzut oka, co spostrzegła nawet Zuzia mająca już powoli dość tych wszystkich ruin (uwaga, męczą dzieci!). W kompleksie nadal żyją mnisi i odprawiane są ceremonie. Nie jest to jednak nowa świątynia. Powstała ona z inicjatywy pierwszego króla, tego o imieniu nie do powtórzenia nazywanego także wspiąć się schodami na centralną chedi by z góry spojrzeć na kompleks. Później warto pospacerować dokoła świątynnych budowli, gdzie w rzędach ustawiono setki wizerunków Buddy. Część z nich przepasana jest złotymi szatami. Część posągów ma domalowane źrenice. Jest nawet leżący Budda. Na terenie tej świątyni są jeszcze dwa ważne miejsca. Pierwsze z nich to kantor przy kasie biletowej, który w przeciwieństwie do innych kantorów w mieście czynny jest także w weekendy. Drugie miejsce to zraszacze na tyłach świątyni. Chyba więcej pisać nie muszę ; )Wat LokayasutharamWat Lokayasutharam odwiedziliśmy przy okazji wycieczki do Wat Muang, o której będzie w kolejnym wpisie. W tej świątyni zachowało się naprawdę niewiele i w zasadzie jedynym powodem by tu przyjechać jest największa figura Leżącego Buddy w mieście o długości ok. 40 metrów, która często okryta jest złotą powrocie z Wat Muang kolejny raz postanowiliśmy odwiedzić nocny targ, gdzie zjedliśmy fantastyczną zupę z bliżej nieznanych grzybów ; ) Trzy dni później A rankiem następnego dnia ruszyliśmy w długą podróż do Sukhotai, gdzie będzie… jeszcze więcej Ayutthayi byliśmy w dniach 1 -2 marca 2018 praktyczneDojazd do AyutthayaZ Bangkoku do oddalonej o ok. 80 km Ayutthayi najlepiej dotrzeć pociągiem z dworca Hua Lamphong przy Chinatown. Przejazd trwa od 1,5 do 2 godzin. Pociągi odjeżdżają mniej więcej co godzinę. Aktualny rozkład jazdy sprawdzicie pod tym linkiem. Do wyboru pociągi typu Express, Rapid i Ordinary. My jechaliśmy najzwyklejszym Ordinary w 3. klasie, gdzie niepotrzebne jest rezerwowanie miejsc. Bilety na ten pociąg są śmiesznie tanie: dorośli – 15 batów (czyli ok. 1,50 zł), dzieci – 8. Nie ma tu klimatyzacji, ale generalnie jest w porządku : ) Bilet na express to dla porównania 345 batów. Na żaden typ pociągu nie ma możliwości zakupu biletów przez stacji kolejowej w Ayutthaya znajduje się przechowalnia bagażu (nie korzystaliśmy) i kawiarnia / ktoś planuje dojść pieszo do Parku Historycznego, najlepiej po wyjściu z budynku dworca przejść na drugą stronę drogi i uliczką vis a vis dworca dojść do przeprawy promowej. Cena: 5 batów. Zaoszczędzony czas: co najmniej kilkanaście wstępu i godziny otwarcia świątyńWejście do Parku Historycznego nie jest biletowane, ale wstęp do najważniejszych świątyń już do jednej świątyni kosztuje z reguły 50 batów. Za 220 batów można kupić bilet uprawniający do wstępu do 6 świątyń (nie trzeba wykorzystać jednego dnia), w tym do 4 pierwszych pozycji z naszej listy oraz do Wat Phra Ram i Wat chodzi o pozostałe świątynie z naszej listy to:Wat Yai Chai Mongkhon – 20 batów,Wat Lokayasutharam – wstęp świątynie są otwarte codzienne w godzinach między a na miejscuZa przejazdy tuk tukami zapłaciliśmy:tuk tuk spod Wat Mahathat do Wat Phra Sin Sanphet, Wat Chai Wattanaram i spowrotem (czas ok. 2 h) – 150 batów,tuk tuk z centrum do Wat Yai Chai Mongkhon – 80 batów. Czytaj także:
8 Gigabitów = 1000000000 Bajtów. 500 Gigabitów = 62500000000 Bajtów. 500000 Gigabitów = 62500000000000 Bajtów. 9 Gigabitów = 1125000000 Bajtów. 1000 Gigabitów = 125000000000 Bajtów. 1000000 Gigabitów = 1.25×1014 Bajtów. Gigabitów do Bajtów. Konwersja pomiędzy jednostkami (Gbit → B) lub zobacz tabela konwersji.
Buba Jachne (w komentarzu do poprzedniego wpisu) swoją postawą zachęciła mnie do czytania Biblii. W Księdze Przysłów znalazłem tekst, który idealnie pasuje do Romana Giertycha. W rozdziale 17, wersecie 10 czytamy: Na tego, kto ma zrozumienie, krytyka działa głębiej, niż na głupca sto batów. Przez pół roku największe autorytety akademickie oraz szeregowi nauczyciele zwracali ministrowi uwagę, że amnestia maturalna jest błędem. Niestety, Giertych nie słuchał głosu fachowców, wykazując się 100-procentową głupotą. Swojej decyzji nie zmienił, a przecież mógł wycofać się z niej i zachować honor. W rezultacie skrzywdził wszystkie osoby związane z edukacją. Teraz Trybunał Konstytucyjny zmusił ministra do przyznania, że popełnił przestępstwo. Skoro Giertych nie chciał słuchać głosu rozsądku, niech teraz posłucha psiej skóry. Wnioskuję o wymierzenie ministrowi kary stu batów. Dla ignoranta na stanowisku ministra edukacji to i tak za mało. Jednak Giertych nie chce poddać się żadnej karze. Udaje, że nic się nie stało. To dziwne. Przecież był pierwszym, który domagał się kary dla szkolnych przestępców. Nawet wnioskował o zamknięcie trudnych uczniów w specjalnych zakładach szkoleniowych. Proponuję, aby teraz podobnie potraktować jego samego. Zasłużył na to. Okazał się trudnym ministrem, więc niech idzie na resocjalizację do zakładu wychowawczego. A premierowi, który powinien ukarać swego ministra, proponuję rozważyć następujące słowa Pisma Świętego: I ten, kto uwalnia winnego, i ten, kto skazuje niewinnego, obaj są ohydą dla Boga (Przysłów 17,15). A zatem, Panie Premierze, do Pana należy zadanie, aby teraz za karę wymierzyć Giertychowi sto batów. Nie chcę mieć ministra przestępcy i premiera, który przestępcę chroni. Byłaby to ohyda.
Strona zawiera informacje na temat godzin emisji (czyli kiedy leci) oraz obsady (kto występuje) dla Czterysta batów.Jeżeli stacje telewizyjne planują w najbliższym czasie nadać audycję (premiera, powtórki) w sekcji najbliższe emisje umieszczone są informacje na temat jakiego dnia, o której godzinie oraz na jakiej antenie można obejrzeć program.
Dzień 31 grudnia ziemianie spędzali na zakrapianych polowaniach, o północy strzelali z batów na szczęście, składali życzenia i ucztowali w gronie rodziny – pisze Tomasz Adam Pruszak w książce „Ziemiańskie święta i zabawy” wydanej przez PWN. O wiele częściej bawili się na nich mieszczanie, którzy zapożyczyli ten zwyczaj w XIX w. z Europy Zachodniej. Według jednego ze staropolskich zwyczajów, 31 grudnia obdarowywano się prezentami. Jeszcze w XIX stuleciu tego dnia aptekarze przesyłali znajomym rodzinom ziemiańskim paczki z wodą kolońską. Właściciele wielkich majątków ziemskich Sylwestra rozpoczynali zwykle od polowań, na które udawano się saniami. W przerwach między odstrzałami zwierzyny (polowano przeważnie na zające i dziki) palono ogniska, przy których ogrzewano się oraz kosztowano alkoholu. - Podawano wcześniej przygotowane zakąski, gorące i zimne, oraz trochę wódki i koniaku. Około pierwszej po południu rozjeżdżano się na nowe stanowiska w nowym rewirze. Powtarzało się więc raz jeszcze to samo, a już prawie o zmierzchu, po odtrąbieniu końca polowania, wszyscy wracali do domów – wspominał jedno z sylwestrowych polowań w lasach w Kozłówce Antoni Belina Brzozowski. Wieczorną porą ziemianie odwiedzali kościoły, gdzie odprawiano nieszpory. Po mszy wracano do majątków, gdzie w gronie rodziny i najbliższych znajomych przygotowywano się do kolacji – niekiedy była ona tak uroczysta, że przypominała wieczerzę wigilijną. Nawiązywał do niej także odświętny ubiór uczestników kolacji. Atmosferę świąt przybliżała także przystrojona bożonarodzeniowa choinka oraz inne elementy domowej dekoracji. Początek nowego roku, obchodzony jako jeden z dni wchodzących w skład tzw. oktawy Bożego Narodzenia, sprzyjał także śpiewaniu kolęd. Kolędowanie wprowadzało domowników w radosny, ale i podniosły nastrój. Niekiedy śpiewano także inne, bardziej dowcipne pieśni, których teksty układano pod melodię kolędową. Przykładem jest „Kolęda jednej nocy” Jacka Woźniakowskiego: - Dziś w Chorzelowie, dziś w Chorzelowie wesoła nowina/ Stary Rok się kończy, Stary Rok się kończy, nowy rozpoczyna/ Na radiu grają – winko popijają/ Nowy Rok witają – życzenia składają/ Cuda, cuda – wyrabiają! – napisał autor w kontekście spędzanej w Chorzelowie nocy sylwestrowej kończącej rok 1935. Do stołów siadano po wspólnej modlitwie inicjowanej przez właściciela majątku. Dziękował on za mijający rok i prosił o łaski na kolejny. Stałym elementem uczty były słodkości, pączki, pierniki i faworki (chrust) oraz alkoholowe trunki, wino, kruszon, poncz. O północy wznoszono nimi toasty. Poczęstunkowi towarzyszyło składanie życzeń. Zobacz też: Przegląd świątecznych piosenek - Pięć minut przed dwunastą przychodził do biblioteki najstarszy służący, Wincenty, w białej koszuli i czarnym świątecznym ubraniu, niosąc ostrożnie na wielkiej tacy poncz, kieliszki, górę chrustu i wielkich, gorących jeszcze pączków, z konfiturą z róży w środku. Składano sobie życzenia spokojnego życia i obowiązkowo „żeby w całej naszej Polsce było lepiej” - wspominała jedną z nocy sylwestrowych na dworze w Sichowie na Kielecczyźnie Zofia Skórzyńska z Radziwiłłów. Szczególnie uroczyście świętowano noc z 31 grudnia 1899 r. na 1 stycznia 1900 r. Marianna z Malinowskich Jasiecka tak zapamiętała uroczystości związane z końcem – jak ówcześnie uważano – XIX stulecia: - O samej północy strzeliły korki szampana i powitaliśmy Nowy Rok oraz nowy wiek przy składaniu sobie nawzajem życzeń wszelkiej pomyślności. (Chwila była wzruszająca. Nie każdemu jest dane przeżyć początek nowego stulecia, a jeżeli tak, jest to jedyna taka chwila w życiu – wspominała. Niekiedy w noc sylwestrową zajmowano się wróżeniem. - Na Powiślu była tradycja wróżenia w sylwestrowy wieczór, zamiast w andrzejki. Młodzież i dzieci wkładały losowo pod talerze kartki z narysowanymi symbolami, które później domownicy odkrywali, umożliwiając tym samym ich interpretację. Drugi rodzaj wróżenia polegał na topieniu cynowych figurek (...) i wylewaniu do naczynia z zimną wodą. Następnie odczytywało się wróżbę z kształtu cienia rzucanego na ścianę także próbując ją zinterpretować – wyjaśnia Pruszak. Zwyczajem, znanym przede wszystkim na ziemiach zaboru rosyjskiego, ale także w Galicji, było witanie Nowego Roku poprzez tzw. strzelanie z batów, co miało przynieść szczęście i urodzaj. Przeważnie czynność tą wykonywali służący w majątkach ziemskich furmani lub robotnicy, za co w podzięce otrzymywali od swych pracodawców poczęstunek. Z batów strzelano zarówno w noc sylwestrową, jak i w noworoczny poranek. Czasami, jak np. na Podolu, ze zwyczajem tym łączono przeprowadzanie przez posesje ziemiańskie zwierząt znajdujących się w gospodarstwie, które na różne sposoby przystrajano. - Ubrane ciepło, w zimnym przedpokoju przyjmowałyśmy wraz z rodzicami życzenia noworoczne, nie tylko od fornali i gajowych, ale też od kolorowo przystrojonych koni, cielaków, owiec i świnek – wspominała spędzanie Nowego Roku w Ossowcach koło Buczacza Ewa Cieńska-Fedorowicz. Obchodzony w Polsce od XVII w. Nowy Rok uchodził w tradycji ziemiańskiej za dzień podniosły, czas „winszowania”, a więc wymiany wzajemnych serdeczności z bliskimi. W XIX w. rozpowszechnił się na ziemiach polskich zwyczaj wypisywania życzeń na specjalnych biletach, które wręczano bliskim. Tego dnia służba dziękowała dziedzicom za dobre traktowanie i możliwość pracy w ich dworach. Po noworocznej porannej mszy świętej rodziny ziemiańskie gromadziły się przy suto zastawionych stołach i wspólnie ucztowały. Nowy Rok starano się obchodzić w radosny sposób – dzieci robiły sąsiadom psikusy, a także uczestniczyły w urządzanych po obiedzie kuligach. W ziemiańskich dworach kultywowano także ludowe zwyczaje – według jednego z nich, nawiązującego do Wigilii Bożego Narodzenia, w Nowy Rok należało wystrzegać się różnych czynności, które uznawano za nieprzyjemne. Obawa przed wykonywaniem ich w najbliższej przyszłości była związana z popularnością porzekadła: „Jaki Nowy Rok, taki cały rok”.
. 227 421 222 211 188 37 489 277
ile batów można przeżyć